środa, 20 lipca 2011

Dwie recenzyje i wynurzenia

Zapraszam wszystkich zainteresowanych do przeczytania dwóch nowych recenzji "Chorego, chorszego, trupa", które ukazały się w Qfancie i Fantasy Book, a także moich krótkich, choć mam nadzieję, że treściwych wynurzeń na temat "pierwszego razu", które z kolei trafiły do Poltergeista.

9 komentarzy:

  1. jak się pomyśli o Paolinim to pewnie późny start trochę człowieka boli. Z drugiej strony... nie każdy ma w rodzinie wydawców, prawda? Zgadzam się z Tobą w pełni: przynajmniej w Twoim przypadku wszystko zadziałało tak jak trzeba. Summa summarum, trudno więc mówić o późnym starcie. Nazwałbym to startem w momencie naturalnej koincydencji wydarzeń ;-)

    co dodać... hmm... jeśli mi się uda w podobnym okresie jak Tobie, to będę szczęśliwy. Czego więcej chcieć? To nie wyścig ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Któryś z polityków stwierdził coś w tym guście, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, tylko jak kończy... Podążając tym tropem: nawet udany debiut w przedszkolu można sobie wsadzić do kieszeni, jeśli później nic sensownego z tego nie wynika... Trzymam kciuki, byś nie musiał czekać tak długo jak ja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, prawda. Człowiek myśli - debiut, a potem już z górki. A tu guzik. Po fakcie jest czasem tak samo trudno, jak przed... może nawet bardziej, bo trzeba pokazać, że jak się już powiedziało A to umie się i B... ja na szczęście na debiut czekałem do 19-stki, ale... patrząc, że od 8 roku życia o tym marzyłem, jest to trochę czekania. Kazku, no właśnie. Nie powiedziałeś, kiedy zacząłeś pisać. A to jest ciekawe ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. co prawda polityk o którym piszesz skończył - wbrew swoim słowom - całkiem nieciekawie, to zgadzam się zarówno z nim jak i z Tobą ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe, z tym kończeniem różnie - jak widać - bywa. Czasem zupełne inaczej, niż by sobie człowiek życzył... A co tego, kiedy zacząłem pisać, hmm... chyba jakoś tak w okolicach 6 klasy podstawówki. Odwaliło mi wtedy na punkcie Republiki, no i zabrałem się za wymyślanie równych tekścików, które nuciłem sobie pod nochalem. Potem już poszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W pisaniu m.in. to jest fajne, że nie ma większego znaczenia, czy debiutujesz we wczesnej młodości, czy np. po pięćdziesiątce. Bardzo rzadko się zdarza, żeby jakiś np. 60-cio letni piosenkarz czy aktor zadebiutował w swojej branży, a w literaturze to nie jest niczym dziwnym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też racja. To znaczy tym się pocieszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Debiut jak śmierć - to dopiero początek, że zacytuję tekst z Mumii(i nie tylko) :)
    Na tym początku debiutant dostaje kredyt zaufania, a na jego poparcie ma na ogół fajny tekst. Potem MUSI pokazać, że to nie był przypadek, a to już nie jest takie proste. Nawet najlepszym zdarzają się książki lepsze i ciut słabsze, ale ciut. To chyba jest dość normalne. Widać i w książce i w filmie ... po prostu człowiek nie jest w stanie ciągle być na górnym C. Gdyby tak było latalibyśmy na weekend do Alfa Centauri i zaginalibyśmy czasoprzestrzeń w dowolny sposób. A może byśmy się skupili na czymś innym.
    Ale, wracając do tematu, dobrze jest trzymać poziom. Debiutantowi można wiele wybaczyć, komuś kto nazywa siebie pisarzem już nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, wymagania rosną do kwadratu... Wraz z powiększającą się liczbą życzliwych inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń